Nie taka radosna Wielkanoc

Wielkanoc.
W Norwegii zaczyna się już w czwartek- autobusy jeżdżą jak w niedziele, sklepy pozamykane, Norwedzy spakowani, narty w bagażnikach, batoniki "kvikk lunsj" i książki kryminały w plecakach.
I można walić w góry na całe 5 dni.
Tutaj nie ma świąt bez nart, bez "kvikka", i bez påskekrim.
Wyglądają całkowicie inaczej niż u nas i nie mają żadnego związku z kościołem i religią.
Ale to już opisałam 2 lata temu tutaj- LINK, i nic się nie zmieniło xD
A moje święta?
Są złe, dlatego pewnie zdecydowałam się napisać, bo czuję, że tylko to może mi pomóc.
Choć w sumie nie same święta są złe a dni, które na ten czas akurat przypadły...


Jestem sama w Oslo- Adam już we wtorek pojechał do Polski.
Jestem ja i Chrupek, który jest dla mnie niesamowitą pociechą i rozbawiaczem ale to widocznie nie wystarcza.
Jestem ja i jeden wielki bulimiczny ciąg, którego nie potrafię przerwać.
Nie dołuję się, nie. Nie jest mi przykro, że jestem sama i siedzę w domu mimo pięknej pogody za oknem.
Serio.
Nie przeżywam wyjazdu Adama bo wiem, że już za tydzień do niego dołączę, będziemy stęsknieni i tego nam czasem do szczęścia właśnie potrzeba.
Jestem zadowolona bo w pracy się układa, bo wszystko idzie po mojej myśli, bo mam super kolegów, bo czuję się lubiana i ja siebie samą też bardzo lubię. Serio!
Zaczęłam akceptować siebie, swoje ciało, swój czasem ciężki charakter.

I dlatego zadaję sobie pytanie, co jest ze mną w takim razie nie tak, że zamiast spędzać miło moje 3 wolne dni, pichcić, czytać i robić wszystko to na co normalnie nie mam ani czasu ani siły, ja marnuję ten czas i te siły na napady.
I ja już wiem dlaczego!
Zadawałam złe pytanie....
Bo to mi po prostu sprawia przyjemność, chwilową bo chwilową ale bardzo intensywną.
Może chciałam wykorzystać samotność aby dostarczyć sobie jeszcze więcej pozytywnych emocji w sobie znany i kiedyś ulubiony sposób. Wykorzystać to, że nie ma Adama i mogę powrócić na chwilę do dawnych strasznych rytuałów i zrekompensować sobie cały ten czas kiedy nie jestem sama i nie mogę sobie na to pozwolić...
Nie trzeba mieć problemów aby zaliczać napady objadania się, czasem robimy to mimo, iż jest nam dobrze, a chcemy żeby było jeszcze lepiej.
I to jest dla mnie nowe odkrycie na tej mojej drodze do wyzdrowienia.
Bo ani przez chwilę nie wątpię, że właśnie na niej jestem.
Zawsze zadawałam sobie pytanie co jest źle, co jest ze mną nie tak, co mnie zdenerwowało lub zdołowało.
Teraz dochodzi kolejne, w tym przypadku prawidłowe pytanie- czy chcę sobie po prostu sprawić dodatkową przyjemność i świadomie zapominam o konsekwencjach?

Układam sobie w głowie co zrobić aby tych napadów nie było.
A piszę o tym bo zobaczyłam, że rok temu miałam bardzo podobną sytuację, tylko wtedy faktycznie miałam sporo zmartwień i niestabilną sytuację w pracy.
Wiem że wiele osób zagląda tutaj po przepisy a nie po relacje z bulimicznych napadów ale prawdziwe zdrowie jest dla mnie ważniejsze niż to pokazywane tylko na zdjęciach pięknych kolorowych dań.
A może znajdzie się chociaż jedna osoba w mojej sytuacji, której moje spostrzeżenia jakoś pomogą?

Nie chciałam o tym pisać teraz w święta, podczas gdy wszyscy myślą o odwiedzinach rodziny, jedzeniu mazurków i cieszą się na wiosnę, ale to się akurat teraz ze mną dzieje i nie mogę dłużej udawać, że mnie tu nie ma, albo że jestem i wszystko jest ok.

Dlatego wrócę do mojego sposobu sprzed roku.
Do pisania choć przez chwilę każdego dnia.
Choćby 2 zdania o tym jak mi poszło i jak się czuję.
Wiem, że to mi pomoże pokonać ciąg napadów.
Bez tego nie ruszę dalej.
A co będzie za rok?
Co będzie w następne święta?
Z całych sił wierzę, że dam radę i w marcu 2019 już nie będę musiała pokonywać napadów!

Świąt w tym roku nie obchodzę na stole, nie gotowałam specjalnie jakichś wielkanocnych wege potraw.
Dni przegadane na messengerze z Adaśkiem i znajomymi, tygodnie wstawania o 4.30 odespane, ja mimo wszystko wypoczęta.

Jakoś tak mi lepiej jak tutaj napisałam.
Jutro zrobię to znowu ale poopowiadam Wam tym razem nie tylko o tym jak sobie radzę ale i jak fajne zmiany zaszły w moim życiu podczas mojej długiej blogowej nieobecności:)

A tymczasem moje dzisiejsze świąteczne śniadanie, które jak widać nie ma nic wspólnego z wielkanocnym, ale ważne, że było pysznie.


Słoik to owoce leśne z migdałową paćką po robieniu mleka, z mielonym siemieniem, chia, babką jajowatą, amlą i białkiem konopnym.
Butla na jutrzejsze śniadanie w pracy- to samo tylko truskawki zamiast owoców leśnych, tak dla odmiany:)
A wszystko posłodzone ksylitolem i moim nowym pysznym odkryciem- jeżynową melasą!
Mniam, serio!

Mój wspaniały komputer nie łączy się z żadnym przenośnym sprzętem przez jakiekolwiek kable czy chociażby bluetooth, dlatego mogę chwilowo zapomnieć o zdjęciach z aparatu xD
Telefon musi wystarczyć niestety.

A tymczasem wracam do gotowania zupki warzywnej, która za mną już długo chodziła i pęczotto z pieczarkami:)
Lubię czuć tą delikatną ekscytację kiedy planuję obiady i wszystko przygotowuję.
To znaczy, że dochodzę do siebie:)


Wesołych świąt dla Was!
Ode mnie i od Chrupa!

Klem, klem:)



Komentarze

  1. Jejku, wpadam tutaj, żeby podpatrzeć fajne przepisy, ale jednocześnie poczytać twoje przemyślenia ;)
    Stosunkowo niedawno popadłam właśnie w te napady, a twój wpis dał mi też trochę do myślenia. U mnie chyba właśnie jest podobnie, że nawet jak mi się wszystko udaje, to zapominam o tym co mi może przynieść objadanie się i po prostu ruszam na obchód kuchni :/ Z tego powodu obecny czas świąt nie zalicza się do najbardziej udanych pod tym względem, zwłaszcza, że u rodziny ciast nie brakuje, nawet tych wegańskich przygotowanych przeze mnie.
    Najgorsze, że w pewnych momentach już si ez tym godzę, że jest ok, trochę pojem i powróce do poprzedniego stanu, ale czasem łapią mnie takie wyrzuty, że nie jestem w stanie spokojnie usiedzieć, i to jest chyba w tym wszystkim najgorsze :/

    No nic, musiałam się chyba trochę wypisać... Chętnie poczytam jeszcze raz twoje codzienne relacje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypisuj się ile chcesz! to pomaga!
      Moje wpisy powstają właśnie dla takich osób jak Ty:)
      Ale oby nas było jak najmniej, z zaburzeniami odżywiania!

      Usuń
  2. Wpadam tutaj dla Ciebie aby dowiedzieć się co u Ciebie słychać, przeczytać to co masz to powiedzenia.... to miejsce bez Ciebie nei byłoby takie samo. Ciesze się, ze tu pozostałaś, że piszesz o sobie o swoich przemyśleniach i tym co czujesz.... to też na pewno pomaga w uporządkowaniu myśli, tego co jest w głowie, sercu i duszy - taka terapia. Przykro mi z powodu tych Świąt, przykro mi że zostałaś sama z Chrupkiem i gdybym mogła to zaprosiłabym Ciebie do siebie lub przyjechała i pobyłybyśmy razem.... czas by nam zleciał i byłoby przyjemnie :)
    Rzuciłaś się w wir pracy, zajęć by zająć sobie czymś ten czas, by oderwać myśli od problemów, zmartwień i skupić się na czymś innym - to dobrze, że jest taka rzecz, która Ci pomaga, bo to też działa jak taka terapia. I Kochana z Tobą nigdy nic nie było nie tak i nigdy nie będzie. Nasze życie to podróż w której napotykamy przeszkody. Jedne z nich łatwo ominąc, obejść ale przy innych trzeba się natrudzić, poświęcić więcej czasu aby sobie z nimi poradzić. Życie nie jest łatwe to ciągła walka i pokonywanie przeszkód i naszych słabości. To, ze czasem polegniemy nie oznacza, ze jesteśmy do niczego - to wszystko nas wzmacnia, czyni silniejsza osobą i pozwala spojrzeć na życie z innej perspektywy. Wszystko będzie dobrze, wszystko się ułoży ♥ A Świeta? To nie jedzenie... to czas, który spędzamy z ludźmi których kochamy - nawet jeśli w tej chwili nie mogą być z nami swoim ciałem to są w naszych sercach i głowach - Oni czują naszą miłość, naszą obecność i my też możemy poczuć Ich.... będą wiedzieć, że o Nich myślimy, bo tak samo myślą o nas i tak jest z Twoimi Bliskimi.
    Trzymaj się. Pamiętaj, ze jesteś Wielka taką jaką jesteś ♥ :*

    PS Rozpisałam się.... przepraszam jeśli zanudzam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ervisho doskonale wiesz jak sobie cenię Twoje kometarze:) możesz pisać na 5 stron a ja i ta przeczytam każde słowo po kilka razy:)
      Dziękuję za te słowa:*

      Usuń
    2. Jakoś lżej ze świadomością, że moje komentarze nawet te długie nie zanudzają. Trzymaj się i pamiętaj o tym ile tkwi w Tobie siły, ile osiągnęłaś, jak daleko zaszłaś i jak zajść możesz :*

      Usuń
  3. Bardzo często przyczyny takich stanów leżą bardzo, bardzo głęboko. Myślałam może o psychologu? Jest teraz opcja by skorzystać z takich konsultacji przez internet, przez Skype'a, czy przez czat. Myślę,że to by Ci pomogło najbardziej. Ja jestem wielką zwolenniczką terapii, nie ma się czego bać. Najważniejsze, żeby ktoś obcy, obiektywny z boku spojrzał na naszą sytuację i dodał nam sił. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam już na kilku terapiach w moim życiu, dały mi one ogromną wiedzę na swój temat ale wszystkiego za mnie nie załatwią. Teraz muszę popracować nad sobą sama nawet jeśli zajmie mi to jeszcze sporo czasu:) Ten blog jest też częścią mojej terapii, to też jest oopowiedzenie komuś obcemu z tym, że teraz już nie czekam co odpowie psycholog a sama czytam to co napisałam i analizuję. To mi naprawdę bardzo pomaga nawet jeśli nie każdego zapewne moje wywody interesują xD

      Usuń
  4. Wpadłam przypadkiem, ale chciałabym zostać, jeśli mogę. U mnie samotnie z kotem. Nie do końca z własnego wyboru, ale przecież się nie przyznam do tego, że nie umiem inaczej. Bo jak? Bo brak siły. Bo brak wiary. Bo brak motywacji.
    Byłam 'obok' w Finlandii. Chciałabym tam wrócić. I wiesz co? Czytają takie blogi jak Twój moje pragnienie nabiera sił.
    Trzymaj się :)
    Karo

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzymam zatem kciuki, aby następna wielkanoc wyglądała odrobinę inaczej;)
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. No nie jest kolorowo... ale nie zawsze musi tak być! Wiesz, że wszyscy trzymamy za Ciebie kciuki a Chrupek to pewnie podwójnie bo jest Twoim towarzyszem w tych cięższych chwilach. Dobrze, że zauważasz otaczające pozytywy i tego się trzymaj :)
    P.S. Melasa jeżynowa? to musi być raj!

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj tak, dokładnie :)
    To pozwolisz, że będę brała swoją kawę? :)
    I tak, 3 miesiące to już długo, ale nadal uważam, że jestem w trakcie rzucania. Może to zwykła ostrożność? Jeszcze wiele zmian się dokonuje w moim organizmie, żebym mogła powiedzieć 'sukces' (ale po cichu tak myślę).

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja ciągle trzymam za Ciebie kciuki i wierzę, że pokonasz te nieszczęsne napady ;/ Masz dla kogo żyć i dla kogo się starać - będzie dobrze ;)
    Jeżynowa melasa brzmi super, ja niedawno kupiłam melasę z morwy ;))
    Pozdrowienia dla Chrupusia ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty