Dzień PIERWSZY

Od początku marca starałam się pracować nad sobą.
3 tygodnie temu napisałam o moich problemach z zaburzeniami odżywiania, które ciągną się za mną już od kilkunastu lat i jak do tej pory nie znalazłam dla siebie właściwej drogi do całkowitego wyleczenia.
Szło mi całkiem dobrze, po kilka dni, potem trochę gorzej, potem znowu lepiej, potem znowu i tak w kratkę.
Ostatnie 3-4 dni pokazały mi, że znowu coś jest nie tak, znowu wpadłam w "ciąg" i to jest identycznie jak z ciągiem alkoholowym.
Tylko zamiast na wino/wódkę/piwo człowiek rzuca się na chleb, płatki, słodycze, słone przekąski i w zasadzie wszystko co jest pod ręką i jest wysokokaloryczne, pełne tłuszczu i cukru.
Co rano jest rachunek sumienia żal za grzechy i postanowienie poprawy, a po 2-3 godzinach znowu to samo.
Przecież nic się nie stanie, zacznę od jutra i to tak, że dam z siebie 100%, a dziś się do tego przygotuję- naszykuję jadłospis, listę zakupów i plan treningowy.
Tylko, że zamiast szykować się do kolejnego początku ja tylko jem jem i jem i rano od początku stary schemat.
Tak wyglądały moje 4 ostatnie dni.
Chyba nie muszę pisać jak się z tym czułam.
Miałam zamiar przemilczeć to na blogu- przez wstyd- napisać za kilka dni po prostu "bywało lepiej i gorzej ale już jest ok".
Bo osoby z zaburzeniami odżywiania potrafią doskonale udawać, że nic się nie dzieje.
U mnie po 13 latach choroby wie o niej nadal tylko garstka najbliższych osób, z czego 90% myśli, że już jest wszystko dobrze.
A co najlepsze dzisiejszą notkę miałam napisać już wczoraj, dzień był rozpoczęty super bo porannym 10-kilometrowym wybieganiem i byłam z siebie dumna.
Ale wieczorem zamiast pisać na blogu dorwałam się do ciastek...
I mam już tego dosyć!

Dlatego postanowiłam przez najbliższe 3 tygodnie pisać tutaj CODZIENNIE!
Każdego jednego dnia będę składać sprawozdania z tego jak mi poszło, jakie przyjemności mnie spotkały, jakie przykrości, czy było dobrze/źle, czy było łatwo/ciężko i dlaczego.
I choćby miała to być tylko 1 linijka tekstu to napiszę jak mi poszło.
Bo gdy będę musiała przyznać się, że miałam napad a nie zataić i po kilku dniach napisać tylko "bywały lepsze i gorsze dni", to może zastanowię się 2 razy zanim znowu się poddam.

Nie musicie tego wszystkiego czytać, nie musicie tutaj zaglądać każdego dnia.
Ale mam prośbę.
Jeśli już zajrzycie to dajcie znać, że tu byliście, że wiecie co robię i...że będzie dobrze.
Nawet jeśli nie będzie odzewu to i tak będę pisać, ale wiem, że każdy komentarz zadziała na mnie mobilizująco- nawet jeśli będzie zawierał tylko 2 słowa "trzymam kciuki".

A dlaczego 3 tygodnie? 
Bo za 3 tygodnie o tej porze będę już w Potarganej Chałupce w Polsce z moimi kochanymi chłopakami:)
Jeśli przetrwam tyle dni to wiem, że i w Polsce będzie cudownie. a do tego będę lecieć do domu czując się ze sobą po prostu dobrze. 
Chcę być szczęśliwa a nie zdołowana i opuchnięta po napadach!

Dziś pierwszy dzień, jak najbardziej udany!
Zawitała do nas w końcu piękna wiosenna pogoda!
Wczoraj, czyli w niedzielę przebiegłam 10 kilometrów.
Już całe wieki nie miałam takiego dystansu za jednym razem i wydawało mi się, że już nie potrafię biegać tak daleko, że max 7-8 wymęczonych kilometrów i nic więcej z siebie nie uda się wykrzesać.
A wystarczyło tylko troszkę zwolnić tempo, przestać patrzeć na czas a zacząć napawać się widokami, ciepłem i słońcem:)
Byłam dumna i szczęśliwa...do tej pory nie wiem dlaczego wieczorem znowu się objadłam.
Nie mogę tego zrzucić na pierwszy dzień okresu bo skoro potrafiłam z bólem brzucha przebiec 10 km to i powinnam potrafić oprzeć się napadom na słodkie w tych dniach.

W każdym razie efekt był taki, że dziś obudziłam się nieprzytomna.
Kiesko spałam, pociłam się- tak się dzieje w dwóch przypadkach- gdy najem się na noc lub gdy mam okres- a dziś i jedno i drugie szło ze sobą w parze więc było na prawdę źle.
Ale na szczęście po kilku godzinach poczułam się lepiej- na tyle, aby po powrocie do domu rzucić plecak i torbę (z bananami i jabłkami z targu xD), wskoczyć w moje kochane Adidaski i polecieć przed siebie.
I znowu 10 km!
I znowu na spokojnie, bez palpitacji, bez zadyszki.
Znowu się tym zaraziłam, dokładnie tak samo jak rok temu.
Rok temu liczyłam, że bieganie pomoże mi wyjść z zaburzeń odżywiania.
W tym roku na to nie liczę- jestem tego po prostu w 100% PEWNA!
Bieganie, pisanie, rysowanie, moi najbliżsi, Potargano Chałupka...no i Chrupek!
Mam tak wiele!
Musi się udać!

Zdjęcia z wieczornego spaceru z Adaśkiem moim kochanym, z wczorajszego i dzisiejszego biegania, troszkę kolorowej szamy i Chrupencjusz Wspaniały w bonusie:)

3majcie kciuki proszę!
Do przeczytania jutro:*


































Klem, klem:)

Komentarze

  1. Trzymam kciuki i bardzo, bardzo mocno Ci kibicuję - bądź silna i się nie daj :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana wiele już przeszłaś, wiele masz za sobą, wiele pokonałaś gór, szczytów i przeszkód.... zaszłaś bardzo daleko, dalej niż myślisz. Nie poddawaj się. W każdej walce czlowiek miewa chwile zwątpienia, dni kiedy coś się nie udaje, nie idzie po jego myśli ale mimo tego nie wolno w siebie wątpić - trzeba się podnieść (chociaż bywa to bardzo trudne) i dalej podążać do przodu... małymi krokami. Ja w Ciebie wierzę Wierzę... wiem, że Ci się uda bo jesteś silną osobą i udowodniłaś, że tę siłę w sobie masz ♥

    Jeśli pisanie tutaj dzień w dzień i zdawanie takich relacji ma Ci pomóc, dodać sił w tej walce to rób to.. Dobrze, że znalazłaś na to swój sposób... takie podsumowanie dnia, wyrzucenie z siebie emocji, wypisanie wszystkiego to dobry sposób by zobaczyć co powoduje, że zaczynasz w siebie wątpić, że przeszłość wraca - tym samym wiesz nad czym pracować i nad czym się skupić. We mnie masz wsparcie i zawsze będziesz miała - nie tylko w słowach. Wierzę w Ciebie, wierzę, ze sobie poradzisz ze wszystkim, tylko nie trać wiary w siebie i wiary w ludzi, którzy Ciebie otaczają i są dla Ciebie wsparciem. Jesteś silna, tylko odnajdź w sobie te pokłady siły....

    Cieszę się, że pierwszy dzień zaliczasz do udanych, że wróciłaś do tego co kochasz... do biegania. Cudownie jest mieć pasję bo to nie tylko uszczęśliwia, ale dodaje siły i obyś tej siły miała jak najwięcej :) Wierzę w Ciebie - pokonasz każdą przeszkodę, tylko się nie poddawaj ♥ Trzymam kciuki - wierzę.. wiem, że Ci się uda ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, skąd ja to znam... Jak czytałam to o "ciągu" niemalże alkoholowym, tyle, że do jedzenia... Mam tak samo. Dziś siedzę rano nieco podpuchnięta, bo wczoraj wieczorem miałam wilczy apetyt i zjadłam również spore ilości produktów (nie do końca uważanych za zdrowe) po które na co dzień nie sięgam. Ale cóż, trzeba walczyć dalej. Niepowodzenia nie przesądzają o porażce.
    Dobrze, że o tym piszesz. Wbrew pozorom, jest nas więcej. Przyznanie się do błędu, słabości czasem pomaga innym (a ja już myślałam, że jestem jedyna na świecie, która ma takie okropne nawyki, ciągoty).
    Pisz, pisz dla nas od teraz codziennie! Ja będę tu wchodzić i czekać na kolejny tekst... to i dla mnie będzie motywacją, żeby się nie poddawać... tym bardziej, że też spiętrzyło mi się wiele osobistych problemów i zwyczajnie nie mam siły...
    Trzymam za Ciebie kciuki. Najgorzej jest wytrwać pierwszy tydzień, dwa. Potem nawyki się zmieniają...
    Trzymam za Ciebie kciuki! Za siebie również.
    Wierzę, że dasz radę! Jesteś mądrą, empatyczną, ciepłą osobą, która mi osobiście daje mnóstwo pozytywnej energii i motywacji - zawsze!
    Mam nadzieję, że Twoja pasja, jaką jest bieganie Ci bardzo pomoże! Wiem to! Jesteś silniejsza niż myślisz.
    Pozdrawiam! Trzymam kciuki i przesyłam moc pozytywnej energii!

    OdpowiedzUsuń
  5. piękna wiosna:)
    Jestem pewna,że dasz radę pokonać wszystkie przeszkody:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Musisz dać radę dziewczyno ! :) zdradzę Ci taki sekret - na wiosnę wszystkie postanowienia i plany się udają, to SŁOŃCE tak działa ;)
    PS. Dobra, to bujda, wiem. Ale lubię w to wierzyć - i sama najwięcej planów i postanowień robię na wiosnę, niektóre sie udają to moze coś w tym jest :P
    PS2. Naprawdę trzymam kciuki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Też mam takie ciągi - ciągle coś umiem jeść, a potem np. długo nie jeść, myślałam że ma to związek z moją dietą, bo niestety na bezglutenowym i bez soi nie raz bywa ciężko. 3 tygodnie to długi czas, ale powodzenia - mam nadzieje, że się uda :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzymam kciuki, cieszę się że zdecydowałaś się pisać codziennie jak ja. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Znamy to... kiedy przechodziłyśmy klika lat temu na zdrowe odżywianie i przede wszystkim eliminowałyśmy gluten i cukier to miałyśmy napady na wszelki pieczywo i słodycze. Kończyło się to nie raz tragicznie szczególnie dla mnie (Angeliki) bo wszelkie dolegliwości ze strony układu trawiennego wręcz wybuchały z mega mocą i kilka dni były wyjęte z życia. Naszym "lekiem" był właśnie blog. Kiedy zaczęłyśmy szczególnie piec zdrowe słodkości na bloga, poznałyśmy tyle ciekawych smaków, że teraz już nie rzucamy się na te zwykłe słodycze bo mają dla nas zbyt prosty smak. Oczywiście czasem chętnie zje się jakieś nowości z niezdrowej półki albo wróci się do smaku dzieciństwa bo chodzi za nami np. milka ale to już nie jest napadowa sytuacja. Dlatego pisz tutaj szczerze tak jak sobie założyłaś bo czujemy, że to może być dla Ciebie punk zwrotny w życiu tak jak to było u nas ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty